Phoebus rad był niezmiernie, że tak chwacko wyminął pytanie drugie za pomocą pierwszego.
— Ależ to niemal zaraz za okopami, łaskawy panie. Czemużeś nie przyjechał choć raz mię odwiedzić?
Tu już Phoebus dość rzetelnie się zakłopotał.
— Temu... wszak służba to... a przytém, prześliczna kuzyneczko, byłem chory.
— Chory? — powtórzyła Lilia przelękniona.
— Tak jest... ranny.
— Ranny!
Zacne dziewczę aż pobladło ze wzruszenia.
— O! nie trwoż się, droga kuzynko — pochwycił rotmistrz z pewném lekceważeniem. — Drobiazg. Kłótnia maleńka i parę młynków karabeli. Cóż-by to cię miało obchodzić?
— Coby to mię miało obchodzić? — zawołała panienka podnosząc piękne swe oczy łez pełne. — O! chyba nie mówisz tego co myślisz, mówiąc to. Zkąd-że poszły te wasze młynki karabeli? Chcę wszystko wiedziéć.
— No więc, droga kuzynko, ot jak było. Popstrzykaliśmy się trochę z Mahe Fedy, wiesz, porucznikiem z Saint-Germain-en-Laye, i popruliśmy sobie nawzajem po parę cali skóry. To cała historya.
Kłamca rotmistrz doskonale wiedział, że zatarg honorowy w oczach kobiety, zawżdy waloru dodaje mężczyznie. I w istocie, Lilijka patrzyła mu w oczy cała przejęta obawą, rozkoszą i uwielbieniem. Ale nie była jeszcze całkowicie zaspokojoną.
— Byleś mi tylko, Phoebusie mój, zdrów był zupełnie! — rzekła. — Nie znam tego tam Mahe Fedy, ale niedobry to człowiek. I o co-żeście się pogniewali?
Na tym punkcie Phoebus, którego wyobraźnia straszliwie chromała w sprawach twórczości, poczuł się osamotnionym, jak na straconej placówce.
— O! ba!... albo ja wiem, myślisz! O nic, o konia, o słówko....
Kuzynko najdroższa — jął wnet z innéj beczki — cóżby to mógł być za hałas tam na ulicy?
I zbliżył się ku oknu.
— Ależ ludu! — dodał — jak makiem zasiał.
— Nie wiem dobrze — mówiła Lilia — ale zdaje się, że czarownica jakaś ma tu odbywać pokutę publiczną, tego rana, przed kościołem; późniéj powieszoną zostanie.
Rotmistrz tak dalece upewnił siebie, że sprawa Esmeraldy musiała już być skończoną, że słowa Lilii nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia. Zadał jéj wszakże kilka pytań.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/301
Ta strona została przepisana.