Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/309

Ta strona została przepisana.

— Jeśli tak, giń-że! — syknął jak ukąszony. — Nikt cię miéć nie będzie.
I wznosząc rękę nad cyganką. zawołał głosem grobowym:
I nunc, anima anceps, et sit tibi Deus misericors!
Była to formuła złowroga, którą kończono zwykle żałobne takie nabożeństwa. Był to znak umówiony kapłana wykonawcom sprawiedliwości państwowej.
Lud ukląkł.
Kyrie elejson — zaintonowali księża, pozostali u podwojów katedralnych.
Kyrie elejson — powtórzyły tłumy z pomrukiem przebiegającym po nad wszystkiemi głowami, jako odgłos wzburzonego morza,
Amen! — wyrzekł archidyakon.
Odwrócił się od skazanéj, głowa mu spadła na pierś, skrzyżowały się ręce; połączył się ze swoim orszakiem księży, i w parę sekund późniéj widziano, jak się zasunął z krzyżem, świecami i ornatami w posępną cienistość arkad katedralnych, a głos jego dźwięczny gasł stopniowo ze słowami strofy téj rozpoczętéj:
„Omnes gurgites tui et fluctus tui super me transierunt.“
Towarzyszący śpiewowi brzęk halabardniczych skówek woźnych, uderzających o kamienną posadzkę kościoła, nikł zwolna pod łukami i kolumnami nawy, sprawiając skutek młota zegarowego, który wydzwaniał ostatnią dla skazanéj godzinę.
Podwoje katedry wciąż jednak były rozwarte, pozwalając tłumom rozglądać się we wnętrzu kościoła, opróżnioném, smętném, chłodném, bez świec i bez głosu.
Skazana stała nieruchomie na swojém miejscu, oczekując na dalsze względem siebie rozporządzenia władz świeckich czy duchownych. Wypadło aż jednemu z dziesiętników miejskich uprzedzić o tém mistrza Jakóba Charmolue, który w samym zaraz początku sceny zabrał się był do rozpatrywania rzeźbionych i posążniczych cudów frontonu, i zgłębiał właśnie płaskorzeźby wielkiego portyku, które według jednych wyobrażać mają ofiarę Abrahama, według zaś drugich operacyą nad kamieniem filozoficznym; anioł miałby tu przedstawiać słońce, pęk drzew ogień, Abraham alchemika.
Nie bez trudności oderwano prokuratora królewskiego od rozmyślań, ale się odwrócił nareszcie; na jego skinienie, dwaj ludzie ubrani żółto, pachołki kata, zbliżyli się wraz do cyganki, by jéj ręce na nowo związać.
Zanim nieszczęśliwa wstąpiła na wóz fatalny, zawieźć ja mający ku stacyi końcowéj, dała się prawdopodobnie opanować rozdzierającemu jakiemu uczuciu żalu i tęsknoty za życiem. Podniosła bowiem poczerwieniałe i suche oczy ku niebu, ku słońcu, ku srebrnym