Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/328

Ta strona została przepisana.

On uważnie patrzał na poruszenia jéj ust.
— Zdaje mi się, żem zrozumiał — odrzekł. — Zapytujesz pani, dlaczegom cię wyrwał z rąk straży więziennéj. Straciłaś znać z pamięci nieszczęśliwego nędzarza, który pewnéj nocy porwać cię usiłował; nędzarza, któremu sama ty nazajutrz z pomocą przyszłaś, gdy był u niecnego pręgierza. Kropelka wody, litości trochę, więcéj to niż życiem mém zdołam wypłacić. Zapomniałaś nędznika, ale on sobie przypomniał...
Słuchała go z rozczuleniem serdeczném. Łza kręciła się w oku dzwonnika, lecz się na policzki nie stoczyła. Zdawał się uważać sobie za obowiązek sumienia ukryć ją pod powieką.
— Tak jest — począł wraz, gdy już był pewien, że łza ta mu się nie wymknie — powiadam ci, pani: mamy tu wieże bardzo wysokie; człowiek spadający z nich ginie pierwéj, nim się bruku dotknie. Gdy wolą twą będzie, bym się ztąd rzucił, nie będziesz potrzebowała słowa nawet; spojrzenie wystarczy.
Zawrócił się ku wyjściu. Jakkolwiek nieszczęśliwą była cyganka, człowiek ten dziwny nie mógł przecież nie wzbudzić w niéj współczucia. Dała znak, by pozostał.
— Nie — rzekł — nie powinienem tu bawić za długo. Źle mi jest. Wiem, że tylko przez litość oczu nie odwracasz. Idę gdziekolwiek, zkądbym cię mógł widziéć, sam nie będąc widziany: tak będzie lepiéj.
Wyciągnął z kieszeni małą gwizdałkę metaliczną.
— Weź to — dodał — gdy ci czego będzie potrzeba, gdy zechcesz żebym przyszedł, gdy ci obecność moja nie będzie zanadto wstrętną, zadmiesz w to. Gwizd ten słyszę.
Położył cewkę na ziemi i umknął.

IV.Glina i kryształ.

Dnie biegły.
Spokój wracał stopniowo do duszy Esmeraldy. Zbytek boleści jak zbytek rozkoszy zanadto jest gwałtownym, by mógł trwać długo. Serce ludzkie czas tylko jakiś wytrzymać zdoła u jednego krańca. Cyganka tyle już przecierpiała, że jéj jedynie zdziwienie zostało.
Z, bezpieczeństwem zaświtała i nadzieja. Wygnaną była ze społeczeństwa, wyjętą z pod praw do życia, ale czuła niewyraźnie, że powrót do świata nie byłby może dla niéj niepodobnym. Była jako umarła, posiadająca w odwodzie klucz od swego grobu.
Widziała, jak jeden po drugim oddalały się od niéj wszystkie te straszne obrazy, co ją tak długo męczyły. Wszystkie widma ohydne,