głosem: — Ot, pomysł co się zowie! Wspaniałyś, panie Piotrze Gringoire! Pal licho! tak czy inak, nie powiedziano nigdzie, by mali ludzie nie byli do wielkich przedsięwzięć. Biton żubra uniósł na barkach; pliszki, piegży i rudziki Ocean przelatują.
Archidyakon wróciwszy do klasztoru, u drzwi swéj celki zastał Jehana du Moulin, który oczekując nań, dla zażegnania nudów przedpokojowych rysował sobie węglem na ścianie profil starszego swego brata, zbogacony nosem wydłużonym.
Dom Klaudyusz ledwie spojrzał na młodszego brata; miał w téj chwili inne kłopoty. Wesołe to oblicze hultaja, które tyle już razy promiennością swą wypogodziło zasępione czoło księdza, bezsilném się okazało teraz, w obec ciężkich mgieł, gromadzących się z każdym dniem więcéj na téj duszy zepsutéj, spleśniałéj, cuchnącéj,
— Kochany bracie — nieśmiało odezwał się Jehanek — przyszedłem cię odwiedzić.
Archidyakon oczu nań nawet nie podniósł.
— I cóż dalej?
— Bracie mój — mówił obłudnik — tak jesteś dla mnie dobrym i takie wyborne rady mi dajesz, że zawsze ku tobie się zwracam.
— No, i co więcéj?
— Niestety, bracie mój kochany, wielką miałeś słuszność, gdyś powiadał: „Jehanku, Jehanku! cessat doctorum doctrina, discipulorum discipkina! Jehanku, bądź roztropnym! Jehanku ucz się! Jehanku nie wałęsaj się po mieście bez należytego powodu i bez pozwolenia nauczyciela! Nie bij się z Pikardczykami: noli, Johannes, verberare Picardos. Nie gnij jak osioł niepiśmienny, quasi asinus illitteratus, na ławce szkolnéj, Jehanku! pokornie przyjmij chłostę z rąk przełożonych! Jehanku pójdź co wieczór do kaplicy i odśpiewaj antyfonę z psalmem i modlitwą do Najświętszéj Maryi Panny Królowéj niebios!“ Niestety, niestety, powiadam ci, doskonałe to wszystko były rady.
— A następnie?
— Mój bracie najdroższy, masz oto przed sobą winowajcę, zbrodniarza, nędznika, libertyna, człeka ze wszech miar okropnego. Tak jest, bracie; Jehan wszystkie twe rady puścił na słomę i gnój pod stopy namiętności ludzkich. Strasznie ukarany za to zostałem, Bóg niesłychanie jest sprawiedliwym. Dopóki miałem pieniądze, wyprawiałem hulanki, biesiady, szaleństwa. Ach, jakże rozpusta jest powabną, gdy na nią patrzysz z przodu, a jak obrzydliwą wtedy, gdy się od ciebie odwróci. Obecnie nie mam już ani jednego tynfa; sprzedałem swe prześcieradło, koszulę swą przedostatnią, et caetera; bywaj