mi zdrowa, uciecho! jarząca świeczka zgasła, pozostał tylko nędzny łojowy knocik pod nos mi dymiący! Dziewczęta naigrawają się ze mnie. Wodę już tylko piję. Obarczają mię zgryzoty sumienia i wierzyciele.
— Skończyłeś?
— Niestety, najdroższy mój bracie, chciałbym odtąd lepszy żywot rozpocząć. Przychodzę do ciebie pełen skruchy i żalu. Jestem grzesznikiem żądnym poprawy. Spowiadam się. Biję się w piersi z całych sił moich. Najzupełniejszą masz racyę, bracie, gdy żądasz bym został magistrem i pod-monitorem kollegium Torchi. Oto właśnie poczułem w tych czasach gorące do tego stanu powołanie. Ale atramentu nie mam, trzeba go kupić; papieru nie mam, trzeba go kupić; piór nie mam, książek nie mam, trzeba to wszystko kupić. Trochę gotówki byłoby to rzeczą zbawienną, i w tym tu celu udaję się do ciebie, najukochańszy bracie, z sercem pełném skruchy.
— Czy już wszystko?
— Tak jest — — odpowiedział żak. — Trochę pieniędzy.
— Nie mam ani grosza.
Żak wygłosił wtedy z miną poważną i stanowczą zarazem:
— Jeżeli tak, bracie mój, to bardzo mi jest przykro oświadczyć ci, że gdzie indziéj robią mi najpiękniejsze propozycye i zachęty. Nie chcesz mi dać pieniędzy?... Nie?... W tym wypadku zaciągam się do szałaszników.
Wymawiając potworny ten wyraz, przybrał postawę Ajaxa; pewnym był, że gromy spadną mu na głowę.
Archidyakon rzekł na to najchłodniéj:
— Zaciągnij się do szałaszników.
Jehan złożył mu ukłon głęboki i gwiżdżąc zbiegł po schodach klasztornych.
W chwili gdy przechodził dziedziniec klasztorny, pod oknem celki swojego brata, posłyszał jak się to okno otwarło, podniósł głowę, i ujrzał wychylające się surowe oblicze archidyakona:
— Idź do szatana! — zawołał dom Klaudyusz — oto są ostatnie pieniądze, jakie otrzymujesz odemnie.
Jednocześnie ksiądz cisnął Jehankowi sakwę, która mu guz na czole wypędziła, a z którą żak odszedł, zarazem gniewny i uradowany, jak pies uderzony kością pełną szpiku.
Mieliśmy już podobno sposobność powiedzenia, że pewna część Dziedzińca-Cudów otoczoną była staremi okopowemi murami Paryża, których spora ilość baszt w epoce owéj zaczynała już w gruzy się roz-