zabić na progu katedry, opierać się przynajmniéj do chwili nadejścia odsieczy, jeżeli jaka ma nadejść, i nie kłócić snu cyganki. By umrzéć, nieszczęśliwa aż nadto wcześnie obudzoną zostanie w każdym razie. Jak skoro postanowienie to zapadło, Quasimodo spokojniéj już zabrał się do śledzenia obrotów nieprzyjaciela.
Tłumy zdawały się co chwila narastać na placu katedralnym.
Przypuszczał atoli, że hałasu czynić musiały niewiele, gdyż okna ulic i placu zamkniętemi pozostawały. Raptem zabłysło światełko, a tuż za nim siedem czy osiem zapalonych pochodni powionęło nad głowami widm, potrząsając w ciemnościach płomiennemi swemi kitami. Quasimodo wyraźnie ujrzał wtedy na placu rozpływające się w rozmaitych kierunkach morze mężczyzn i kobiet w łachmanach, uzbrojonych w kosy, piki, noże kuchenne, halabardy, których tysiączne ostrza pobłyskiwały. Gdzie niegdzie sterczące widła czarne doprawiały rogi twarzom tym ohydnym. Dzwonnik niewyraźnie przypomniał sobie gmin ten oszarpany, i mniemał, że poznaje tu wszystkie owe twarze, które kilka miesięcy temu królem trefnisiów go okrzyknęły. Jeden z chamów, trzymający pochodnię w lewéj ręce a kańczug w drugiéj, wlazł na słupek kamienny i miał minę, jakby przemawiał do reszty. Jednocześnie dziwaczne wojsko uczyniło kilka poruszeń, jakby zajmowało pozycyę do koła kościoła. Quasimodo wziął latarenkę i zeszedł na krużganek między-wieżowy, by się przyjrzéć bliżéj i obmyśléć środki obrony.
Clopin Trouillefou, przybywszy przed główny fronton Notre-damski, armię swą ustawił istotnie w szyku bojowym. Aczkolwiek żadnego oporu nie przypuszczał, to przecież, jako dowódzca roztropny chciał zachować porządek, któryby mu w razie potrzeby pozwolił stawić czoło niespodziewanemu jakiemu napadowi stu-dwudziestki lub czat kasztelańskich. Tak więc piechotę swą roztasował, że patrząc zdala i z góry, możnaby w tém było znaléźć niejakie podobieństwo do rzymskiego trójkąta w bitwie pod Eknom, odyńcową głowę Aleksandra W-go lub sławny klin Gustawa-Adolfa. Podstawa tego trójkąta opierała się o stronę placu przeciwległą katedrze, zamykając w ten sposób ulicę do kościoła prostopadłą; bok jeden rozciągał się wzdłuż Szpitala głównego czyli Ś-go Ducha, bok drugi zagradzał ulicę Saint-Pierre-aux Boeufs. Clopin Trouillefou umieścił się u wierzchołka, to jest u stóp świątyni, wraz z księciem Cyganii, naszym przyjacielem Jehankiem i znakomitszymi komturami trzech zjednoczonych państw hajdamackich.
Przedsięwzięcia w rodzaju tego, do spełnienia którego zabierało się w téj chwili hultajstwo paryzkie przed katedrę Najświętszéj Panny, po miastach średniowiecznych nie należały do rzeczy niesłychanych. To co nazywamy dziś policyą, wówczas jeszcze nie istniało. W mia-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/363
Ta strona została przepisana.