Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/365

Ta strona została przepisana.

ce, barykadowali drzwi, i czekali na rozwiązanie sporu, które następowało bądź przy współudziale czat kasztelańskich, bądź bez tego współudziału. Nazajutrz mówiono tylko sobie: „Zeszłéj nocy wywalono podwoje w dworcu Stefana Barbetha; — Marszałek klermoński został porwany, e t. c.“ Z tego to powodu nie tylko mieszkania królewskie, Luwr, Pałac wielki, Bastylia, Tournelles, lecz rezydencye magnackie, pałac mało-burboński, dworzec angulemski, dworzec seński e t. c., posiadały okopy warowne i strzelnice czatne u bram. Kościoły strzegła pobożność czasów. Niektóre z nich wszakże — katedra notre-damska nie była w ich liczbie — posiadały obok tego i fortyfikacye. Opactwo Św. Germana-Łącznego obwiedzione było murami, jak baronia jaka, i więcéj tu miedzi wydatkowano na moździerze i samopały, niż na dzwony. Twierdza ta stała jeszcze w r. 1610. Dziś zaledwie sam kościół ocalał.
Wróćmy do katedry Najświętszéj Panny.
Skoro tylko pierwsze przygotowania skończone zostały (a na zaszczyt karności hajdamackiéj powiedziéć musimy, że rozkazy Clopina wykonywano w milczeniu i ze ścisłością uwielbienia godną), przywódzca bandy wstąpił na podwyższenie przedkatedralne. Poczém, zwrócony twarzą ku kościołowi, a powiewając pochodnią, któréj światło podmuchami wiatru okręcane na wszystkie strony, i raz po raz zachodzące własnym dymem, odsłaniało, to zasłaniało czerwonawą fasadę katedry — zawołał głosem chrapliwym i twardym:
— „Tobie, Ludwiku de Beaumont, biskupie paryzki, radco wielkiéj izby najjaśniejszego trybunału, ja Clopin Trouillefou, król szałaszników, wielki koesro, książę wszech-howoru złodziejskiego, arcy-mistrz kuglarstwa i kanclerz zakonu błazeńskiego, ja ci powiadam co następuje: Siostra nasza krzywo i fałszywie skazana za czary, ukryła się w twoim kościele. Winieneś był jéj przytułek i ochronę. Teraz, wielka izba trybunalska chce ją wziąć napowrót w moc swoją, i ty na to przystałeś, tak, że gdyby nie Bóg i brać hajdamacka, powieszonoby ją jutro na placu grevskim. Do ciebie tedy przychodzimy, biskupie. Jeżeli kościół twój nietykalnym jest, nietykalną jest i siostra nasza; gdy zaś siostra nasza może tu być zgwałconą, zgwałconym być tu może i kościół twój. Oto dla czego wzywamy cię, abyś nam oddał dziewczynę, jeżeli pragniesz kościół ocalić, albo téż gdy nie, oświadczamy ci, że dziewczynę zabierzemy, a kościół złupimy. Co będzie i jest słuszném. Na wiarę czego, proporzec tu mój zatykam, i niech Bóg ma cię teraz w świętéj swój opiece, biskupie paryzki!
Na nieszczęście Quasimodo nie mógł słyszéć słów tych, wygłoszonych z pewną, uroku nie pozbawioną wspaniałością posępną i surową. Jeden z szałaszników podał trzymany przez się proporzec Clopinowi, który go uroczyście zatknął w bruk, pomiędzy kamienie. Był to drąg