stworzenia świata rozsnuwają przez cały labirynt rzeczy ludzkich. Spotykamy ich po wszystkie czasy, zawsze do siebie podobnych, to jest zawsze na wszelkie czasy przygotowanych. I nie licząc już naszego Piotra Gringoire, któryby mężów tych przedstawiał w wieku XV, gdybyśmy go zdołali przywrócić do chwały na jaką zasłużył, — nadmienimy, że ich to duch ożywiał niewatpliwie pana Dubreuila, gdy ten w wieku XVI kreślił te słowa dziecinnie wzniosłe, godne wszystkich wieków: „Jam Paryżanin wedle nacyey i parhiżanin wedle języka, jako parrhisia po grecku ma znaczyć swobodne mówienie; któréj to swobody zażywałem takoż przeciwko samym panom kardynałom, wujowi i bratu imci książęcia Conty, wszelakoż z respektem ich wielkości i nie urażając nikogo z ich dworu, co jest niemało.“
W przykrém tedy wrażeniu, jakie kardynał wywarł na Gringoire’a, nie było ani nienawiści do jego osoby, ani pogardy dla jego urzędu. Całkiem przeciwnie; poeta nasz za wiele miał zdrowego zmysłu i zanadto wytartą kapotkę, aby szczególniejszéj wartości nie przywiązywał do szczęśliwego zdarzenia, któreby do prześwietnego ucha kardynalskiego donieść mogło tę lub ową gładszą alluzyę prologu, a szczególniéj ową gloryfikacyę delfina, potomka lwa Francyi. Nie interes to jednak włada szlachetną naturą wieszczów. Przypuśćmy, że istota poety ma się jak liczba dziesięć; pewném jest, że chemik coby ją rozłożył i „rozapteczył“, Jak mówi Rabelais, znalazłby w niéj jednę zaledwo cząstkę interesu, na dziewięć miłości własnéj. Owóż w chwili, kiedy się drzwi przed kardynałem otwarły, dziewięć części miłości własnéj Gringoire’a, wydęte i nabrzmiałe pod oddechem uwielbienia ludowego, znajdowały się w stanie niebotycznego wytężenia, pod którém, jakby zduszony, znikał ów niedojrzalny element interesu, któryśmy przed chwilą w konstytucyi poetów wytknęli — element drogocenny zkądinąd, balast humanitaryzmu i realizmu, bez którego aniby się im chciało ziemi dotykać. Gringoire dawał sposobność napawania wzroku, czucia, dotykania rzecby można, zgromadzeniu całemu... hultajów, to prawda, lecz cóż to znaczy? zgromadzeniu osłupiałemu przecież, skamieniałemu, oczadziałemu niejako w obec nieskończonych obrazów, tryskających każdéj chwili ze wszystkich części dyalogu. Utrzymuję, że uszczęśliwienie owo powszechne tłumów podzielał również sam autor, i że na opak Lafontainowi (który na przedstawieniu własnéj komedyi Florentin zapytywał: jaki to wałkoń ramotę ową skleił?), Gringoire miałby raczéj ochotę pytać sąsiadów: czyje to arcydzieło? Możnaż sobie teraz wyobrazić, w jaki sposób oddziałało na niego raptowne i nieszczęsne przybycie kardynała.
„To, czego się najbardziéj należało obawiać, akurat się i stało. Wejście kardynała od razu zburzyło ład i harmonię w audytoryum. Wszystkie głowy odwróciły się ku trybunie honorowéj. — Nie było
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/39
Ta strona została przepisana.