— Milcz-że, niech cię choroba! — powiedział król, połykając dekokt z niesmakiem — uszy nam pozakładasz:
Tristan Hermita postąpił i wskazując Gringoire’a:
— Najjaśniejszy panie, możnaż i tego także powiesić? — spytał.
Było to pierwsze słowo, z jakiém się tego wieczora odezwał.
— Ba! — odrzekł król niedbale. — Nie widzę przeszkody żadnéj.
— Ale ja, najjaśniejszy panie, przepaść widzę — zawołał Gringoire.
— Filozof nasz zielonym był téj chwili jak oliwka. Z chłodnéj i obojętnéj twarzy króla postrzegł od razu, że jedyną deską zbawienia mogło być chyba coś nader wzniosłego i szczytnego; rzucił się tedy do stóp Ludwika XI, wołając z rozpaczliwą mimiką i gestykulacyą:
— Najjaśniejszy Panie! Wasza Królewska Mość raczy ku mnie łaskawie nakłonić ucha. Najjaśniejszy Panie! nie uderzaj gromami w rzecz tak lichą. Pioruny Boga żywego nie mierzą do główek kapusty. Najjaśniejszy Panie, jesteś wielkim monarchą, potężnym monarchą, miéjże litość nad biednym poczciwym człekiem, któremuby trudniéj bunt wzniecić, niźli skrzesać iskrę z bryłki lodu! Najmiłościwszy królu! wspaniałomyślność jest cnotą lwią i królewską. Niestety, srogość nie uspokaja, jątrzy owszem umysły; silne podmuchy mrozu nie zachęcą przechodnia do zrzucenia kapoty, gdy tymczasem słońce promieńmi swemi nadpływającemi zwolna tak go rozgrzeje, że ostatnią ci zdejmie koszulę. Słońcem jesteś, Najjaśniejszy Panie! Oświadczam i klnę się Waszéj Królewskiéj Mości, panie mój najdobrotliwszy, jako nie jestem wcale towarzyszem łajdackiéj chorągwi, ni złodziejem, ni hałaburdą. Bunt i rozbój nie idą za rydwanem Apollona. Nie mnie to się mięszać do chmur owych, zkąd rebelie hałaśliwie tryskają. Jestem najwierniejszym i najpokorniejszym poddanym Waszéj Królewskiéj Mości. Baczność, jaką ma mąż na cześć swój żony, — wdzięczność, jaką płaci syn ojcu za miłość, baczność tę, wdzięczność tę i miłość, chować winien poddany każdy w swém sercu dla sławy i pomyślności swojego króla i pana; dobro i powodzenie jego domu dniem i nocą miéć na oku i sercu, jego jest obowiązkiem. Wszelka inna namiętność, coby go uniosła, wściekliznąby była. Oto są, Najjaśniejszy panie, doktryny moje w rzeczach dotyczących spraw państwa. Nie sądź mię przeto Wasza Królewska Mość wedle wytartych łokci mojego kubraka. Przebacz mi, królu i panie, a resztki onego zszargam na klęczkach w modłach bezustannych o zdrowie Twe i szczęśliwość niezachwianą. Niestety, nie jestem tak bardzo bogaty, to prawda. Jestem nawet trochę za wiele ubogi, ale bynajmniéj przez to nie przewrotny. Nie moja w tém wina. Każdemu wiadomo, że wielkie bogactwa nie tworzą się słowy pięknemi, i że najbieglejsi w księgach, najmniejszy zimą
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/394
Ta strona została przepisana.