Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/395

Ta strona została przepisana.

ogień mają na kominku. Rzecznictwo, ono to zbiera wszystkie ziarna, plewy tylko zostawując innym professyom. O! Najjaśniejszy Panie! i cóż ci to zaszkodzi, że na ziemi jednym więcéj filozofem będzie! Wszakże wielcy monarchowie opiekę nad uczonymi liczyli do najpiękniejszych pereł w swych koronach. Herkules nie gardził tytułem Muzagety. Maciéj Korwin wspierał Jana Monroyal, ozdobę matematyków. Owóż, nie byłby to sposób wyborowy wspierania piśmienników i piśmiennictwa za pomocą sznurka. I jakażby to plama spadła na Aleksandra, gdyby Arystotelesa kazał był powiesić! Najjaśniejszy Panie! skomponowałem ongi wcale trafne epitalaminki na cześć księżniczki Małgorzaty flandrskiéj i Jego Wielkości najdostojniejszego pana Delfina. To wszak nie jest koszałką-opałką do lada jakiejś tam ruchawki ulicznéj. Wasza Królewska Mość widzi zatém, żem nie gryzmała pierwszy z brzegu, żem w nauce był celujący, i że mam wiele naturalnego krasomówstwa. Przebacz mi, Najjaśniejszy Panie! Czyniąc to, miłą wyświadczysz przysługę nawet Najświętszéj Pannie, gdyż przysięgam Waszéj Królewskiéj Mości, że mię okropnie przeraża myśl sama o szubienicy, że już ani wspomnę o powieszeniu!
Stroskany Gringoire mówiąc to całował trzewiki króla, z powodu czego Wilhelm Rym powiadał z cicha majstrowi Coppenole: — Dobrze czyni, że się tak tarza po posadzce. Królowie są jako Jupiter z Krety: uszy mają u kostek tylko. — A pończosznik mu na to, bez żadnéj snać uwagi na Jupiterów, z okiem wlepioném w Gringoire’a, z uśmiechem ciężkim i szczerym od ucha do ucha: — O jakże to prawdziwe i co do słowa wierne! zdaje mi się, że słyszę kanclerza Hugoneta błagającego mię o darowanie mu życia!
Gdy się nareszcie Gringoire zatrzymał cały zdyszany, podniósł ze drżeniem głowę ku królowi, który w téj chwili zeskrobywał paznogciem plamkę jakąś z pluderek swoich; poczém Najjaśniejszy Pan pociągnął ze srebrnego puhara łyk rumianku. Przez cały zresztą ciąg mowy Gringoire’a, ani jednego nie wyrzekł słowa, i milczenie to śmiertelnym potem oblewało naszego poetę. Król spojrzał nań w końcu.
— A toż przeklęte rzępajło! — powiedział. Zwracając się zaś do Tristana Hermity: — E! puść go do kaduka!
Gringoire padł na wznak, radością rażony.
— Na wolność! — warknął Tristan — Wasza Królewska Mość nie każe go potrzymać trochę w klatce?
— Kumie — odparł Ludwik XI — czyliż myślisz, że dla takich to śmieciuchów każemy budować klatki po trzysta sześćdziesiąt siedem liwrów osiem soldów i trzy denary? Puścić mi tę słomianą dudę (Ludwik XI lubował się w tym wyrazie, który stanowił cały zasób jego dowcipu); wypchnąć za drzwi, szczutków parę dawszy na drogę.