Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/49

Ta strona została przepisana.

Rym — bądźmy radzi, żeśmy choć przed połową komedyi umknęli. Zawszeż to wygrana.
— Hultajstwo ma-li daléj teatrum swe czynić? — spytał starosta.
— Czyńcie, czyńcie, — odrzekł kardynał; — wszystko mi jedno. Odczytam sobie tymczasem brewiarz.
Starosta postąpił ku poręczom estrady, i dawszy znak ręką, by się uciszono, zawołał:
— Obywatele, prostactwo i mieszkańce! Dla zaspokojenia tych, którzy pragną by skończono, i tamtych którzy chcą by zaczęto, jego eminencya rozkazuje, by daléj rzecz prowadzono.
Trzeba było obu stronom ustąpić przed wyrokiem kardynała. Ale i autor i publika nie prędko zapomnieli téj obrazy jego eminencyi.
Osoby na scenie podjęły tedy raz jeszcze rymowaną nitkę powieściowego wątka, a Gringoire się pocieszał, że przynajmniéj dalszy ciąg jego sztuki szkodliwych przerw nie dozna Zawiodła go wszakże niebawem i ta nadzieja, równie jak i poprzednie jego ułudy. Cisza i porządek w istocie ustaliły się jako tako w audytoryum; tego tylko nie zauważył Gringoire, że w chwili właśnie, kiedy kardynał wydał był rozkaz przedłużający zabawę, podwyższenie bynajmniéj jeszcze zapełnioném nie było, i że za posłami flamandzkimi szły nowe osobistości należące do orszaku, których nazwiska i godności, rzucane bez ładu i szyku w sam środek dyalogu, wedle niezmordowanéj litanii krzykliwego woźnego, sprawiały w sztuce spustoszenia straszliwe. Bo téż w rzeczy saméj wyobraźmy sobie przedstawienie teatralne, którego dykcyę sceniczną, akurat w najciekawszych jéj ustępach, przecinają raz po raz donośne wołania hajduka, urywające tu końcówkę wyborna, tam przepoławiające wiersz doskonale w sobie zamknięty, i to nawiasami w gatunku następujących:
— Mistrz Jakób Charmolue, prokurator królewski przy trybunale kościelnym!
— Jehan de Harloy, koniuszy, dowódzca rycerskiéj straży nocnéj w stołecznym grodzie Paryżu!
— Wielmożny Galiot de Genouilhac, kawaler, pan na Brussac, mistrz artylleryi królewskiéj!
— Mistrz Dreux-Raguier, wielki dozorca wód i lasów króla jego — mości pana naszego, w krajach Francyi, Szampanii i Brie!
— Mistrz Ludwik de Graville, kawaler, radca i dworzanin królewski, admirał Francyi, zwierzchnik lasów vinceńskich!
— Mistrz Denis Lemercier, rządca domu ślepych w Paryżu! E t. c., e t. c., e t. c.
Stawało się to nieznośném.
Dziwny ów akompaniament, nie pozwalający śledzić za rozwojem sztuki, tém mocniéj oburzał Gringoire’a, że niepodobna mu było utaić,