Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/78

Ta strona została przepisana.

motném posłaniu, sama myśl bieży ku rozmyślaniu“ powiada pewien poeta) — błoto paryzkie — rozmyślał — szczególnie ostry posiada zapach; musi ono zawierać w sobie sporo soli lotnych i nitratowych. Takie jest zresztą zdanie mistrza Mikołaja Flamela i hermetyków...
Wyraz hermetycy szybko nasunął jego wyobraźni myśl o archidyakonie Klaudyuszu Frollo. Przypomniał sobie scenę gwałtowna, któréj był świadkiem i po trochu aktorem, jak to cyganka wyrywała się z rąk dwóch ludzi, jak Quasimodo miał obok siebie towarzysza... i sztywna a harda postać archidyakona mglisto zarysowała się w jego wspomnieniach.
— Dziwnémby to było — pomyślał. I zabrał się do wznoszenia na tym punkcie i na téj podstawie fantastycznego gmachu hipotez, owego karcianego pałacu filozofów. Lecz wnet, wracając snać znowu do rzeczywistości:
— Do kaduka! — zawołał. — Toż doprawdy marznę!
Jakoż w istocie, miejsce stawało się co sekunda trudniejszém do utrzymania. Każda cząsteczka wody rynsztokowéj zabierała cząstkę ciepłoty promionkującéj z karku Gringoire’a, tak że równowaga temperatury ciała jego z temperaturą kałuży ustalać się zaczynała coraz dotkliwiéj na niekorzyść wraźliwéj natury poety.
A jakby i tego było jeszcze niedość, kłopot całkiem innego znowu gatunku, nadbiegał tamtemu z pomocą.
Gromada chłopców, zdziczałych tych urwisów bosonogich, którzy po wszystkie czasy zbijali bruki paryzkie pod nieśmiertelném imieniem gamenow, a którzy i na nas, pamiętamy, gdyśmy byli jeszcze dziećmi, ciskali kamieniami po wyjściu ze szkoły, za to żeśmy mieli majteczki niepodarte, taki rój drobnego hultajstwa nadlatywał ku rozstaiskom, kędy spoczywał Gringoire, ze śmiechami i okrzykami, jak się okazywało mało dbającemi o spokojny sen mieszkańców okolicznych. Rozpustnicy ciągnęli za sobą coś niby w kształcie pierzyny zmiętéj i zwalanéj; a samo już tylko stukanie drewnianych ich trzewików mogłoby umarłego poruszyć. Gringoire, w którym kropelka żywego ducha pozostała jeszcze, podniósł się do połowy.
— Słyszysz, ty, Heńku Dandeche! hej ty, Jehanku Pincebourde — wyzywali się nawzajem co gardła starczyło: — stary Eustachy Moubon, kowal narożny, tylko co skonał. Mamy jego siennik; otóż będzie z czego sprawić sobie ogieniek miły! Alboż dziś nie Flamandy?!
I malcy cisnęli siennik jak wymierzył prosto na Gringoire’a, przy którym się, nie spostrzegłszy go, zatrzymali. Jeden z nich porwał natychmiast garść słomy i biegł ją zapalić u kagańca przy posągu Matki Boskiéj.