Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/80

Ta strona została przepisana.

cyami łamanemi i tryumfami; albo téż chłopcy nie uciekli aktualnie, i w takim znowu razie niechybnie pożar w sienniku wzniecili, to zaś właśnie wyłonić musiało ów ogień, którego tak potrzebujesz, by się rozerwać, osuszyć i ogrzać. W jedném czy drugiém zdarzeniu, ogień wyborny, czy posłanie wygodne, siennik, powinieneś był uważać za dar z góry. Trzykroć błogosławiona Panna Najświętsza, znajdująca się na rogu ulicy Mauconseil, po to może wyłącznie i kazała umrzéć Jehanowi Maubon; trzeba tedy zaiste być opętanym, by tak cwałować na oślep, jako, Pikardyjczyk przed Francuzem, zostawiając za sobą to, czego dokumentalnie szukasz przed sobą; więc półgłówkiem jesteś, i kwita.
Wrócił tedy w swe ślady, i z rozpuszczonym na wiatr węchem, z zaostrzonemi słuchami, usiłował odnaléźć ubłogosławiony siennik; lecz daremnie. Spotykał tylko pokrzyżowane szachownice domostw, kiszkowato pokręcone drogi, rozbłąkane lub poucinane ścieżki, pośród których wahał się i wątpił ustawicznie, gorzej zdurzony i zmęczony w téj gmatwaninie zaułków ciemnych, niżby to mogło miéć miejsce w labiryntach zamczyska Tournelles. Stracił nareszcie cierpliwość i zawołał uroczyście:
— Przeklęte bądźcie, rozstaiska wszelkie! szatan was stworzył na obraz i podobieństwo widłowatego swego ożoga!
Wykrzyknik ten ulżył mu nieco, czerwonawe zaś światełko, jakie w téj chwili ujrzał u końca długiéj a wązkiéj uliczki, większéj mu jeszcze dodało otuchy.
— Bogu bądź chwała! — rzekł. — To tam mój palący się siennik.
Porównywając zaś siebie do sternika w niebezpieczeństwie śród mroków, dodał pobożnie:
Salve, salve, maris stella!
Lecz czy urywek ów litanii stosował do Panny Najświętszéj, czy do gorejącego swego siennika? tego bezwarunkowo wiedziéć nie możemy.
Zaledwo uczynił kroków parę w kierunku długiéj uliczki, która była pochyłą, niebrukowaną, i coraz szkaradniéj błotną i grzęską, spostrzegł wnet na niéj coś niezwykłego, Nie była ona całkowicie pustą: wzdłuż niéj czołgały się massy jakieś nieokreślone i bezkształtne, zmierzające jedna za drugą w stronę światełka migocącego u przeciwnego końca uliczki; rzekłbyś: ropuchy nocne, potwornie wydęte, a zataczające się z kępki na kępkę ku pastuszym ogniskom.
Nie tak odwadze nie sprzyja, jak pusty trzos i żołądek. Gringoire śmiało więc postępował naprzód, i dopędził niebawem jednę z larw, najleniwiéj wlokącą się za innemi. Zbliżywszy się, rozpoznał, że to był po prostu nędzarz bez nogi, pełzający przy pomocy rąk na sposób kosarza rannego, któremu dwie tylko łapy pozostały. W chwili gdy