wcale go nie słuchały i daléj prowadziły swój duet, zeskoczył ze swéj beczki, palnął jedną nogą w kocioł, który się o dziesięć kroków z dzieciakiem zatoczył, druga w rondel, który się w ogień, wraz ze szmalcem.
zawalił, i poważnie wrócił na swój tron, nie zważając bynajmniéj ani na zduszone łkania dziecka, ani na szemrania staruszki, któréj cała wieczerza zaleciała w górę pięknym płomieniem białym.
Trouillefou dał znak, na który wraz książę cygański, i władca galilejski, i komturowie i arcy-mistrze złodziejstwa, nadbiegli otoczyć króla szwargotników, tworząc w około niego rodzaj żywéj podkowy, któréj Gringoire, silnie zawsze trzymany w rękach trzech swoich zdobywców, zajmował środek. Było to półkole z łachmanów, szmat, brzękadeł, wideł, siekier, nóg napojem oblanych, obnażonych grubych ramion, twarzy pożądliwych, rozkiełznanych, wytartych. Z naczelnéj porady owego „okrągłego stołu“ łajdactwa, Clopin Trouillefou, niby doża tego senatu, niby król téj żebraczéj izby parów, niby arcykapłan pogańskiego tego zboru, przewodził i panował rzeszy całą najprzód wyższością swojéj beczki, następnie zaś nie wiem już jakim wyrazem oczu wyniosłym, rozżartym a strasznym, który zaiskrzając jego źrenicę, wypełniał w dzikim jego profilu bydlęcy typ rassy złodziejskiéj. Rzekłbyś morda odyńca śród świńskich ryjaków.
— Słuchaj-no — mówił do Gringoire’a, gładząc mu podbródek wykrzywiony ze strachu, dłonią namozoloną i połupaną — nie widzę dlaczegobyś nie miał być powieszony. Prawda, że wygląda jakobyś wstręt czuł do szubienicy; i rzecz to całkiem prosta; wy mieszczuchy jacyś, wy z tém nie bardzoście oswojeni. Wielkie rzeczy tworzycie sobie z konopnego procederu. Bądź co bądź, zła ci nie pragniemy. Oto jest dla ciebie sposób wydobycia się na dziś z kłopotu Chcesz zostać jednym z naszych?
Nietrudno sobie wyobrazić, jaki skutek propozycya ta wywarła na Gringoire, który czując, że mu się życie wymyka, spuścił znowu z tonu i całkowicie tym razem. Spazmatycznie tedy chwycił za deskę zbawienia.
— Chcę, oczywiście, najdoskonaléj — odpowiedział.
— Zgadzasz się tedy — mówił daléj Clopin — wejść między mężów drobnego płomyka?
— Drobnego płomyka, właśnież — odrzekł Gringoire.
— Uznajesz się członkiem rzeszy wolno-obywatelskiéj?
— Wolno-obywatelskiéj, najzupełniéj.
— Poddanym królestwa szwargotu?
— Królestwa szwargotu.
— Złodziejem?
— Złodziejem.
— W duszy?
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/89
Ta strona została przepisana.