Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
102

— Świętokradztwo! Profanacja świętości! — odezwał się powtórnie głos łysego mężczyzny.
Cyganka obejrzała się jeszcze raz.
— Ach! — rzekła, — to ten niegodziwiec.
Potem, wysunąwszy dolną wargę ponad górną, skrzywiła twarzyczkę w sposób jej właściwy, okręciła się na pięcie i zaczęła zbierać datki tłumu do swego tamburina.
Sypały się monety srebrne i miedziane. Po chwili cyganka znalazła się obok Gringoire’a. Gringoire sięgnął machinalnie do kieszeni. Cyganka przystanęła.
— Do djabła! — szepnął poeta, znalazłszy na dnie kieszeni rzeczywistość, to jest pustkę. Śliczna dziewczyna stała jednak dalej z wyciągniętym ku niemu tamburinem i czekała; Gringoire’owi pot kroplisty wystąpił na czoło.
Gdyby miał wszystkie skarby Peru w kieszeni, dałby je napewno tancerce; ale Gringoire nie posiadał skarbów Peru, a zresztą Ameryka nie była jeszcze wówczas odkrytą.
Na szczęście wypadek nieoczekiwany przyszedł mu z pomocą.
— A wyniesiesz mi się stąd precz, szarańczo egipska! — odezwał się wrzaskliwy głos z najciemniejszego kąta placu. Młoda dziewczyna odwróciła się przerażona. Nie był to już głos