Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/114

Ta strona została skorygowana.
110

Czegóż u djabła chce od jednookiego garbusa? Chce chyba, żeby go rozszarpano.
W istocie rozległ się krzyk straszliwy. Quasimodo skoczył z lektyki, a kobiety zakrywały oczy, by nie widzieć, jak rozedrze archidjakona na sztuki. Przyskoczył do kapłana, zajrzał mu w oczy i upadł na kolana.
Ksiądz zerwał mu tjarę, złamał na dwoje pastorał i podarł ornat błazeński.
Quasimodo pozostał na klęczkach z pochyloną głową i ze złożonemi do modlitwy rękoma.
Teraz rozpoczęła się między nimi dziwna rozmowa za pomocą znaków i giestów, gdyż ani jeden, ani drugi słowa nie wymówił: kapłan wyprostowany, gniewny, grożący, natarczywy; Quasimodo klęczący, pokorny, błagający. A jednak było rzeczą pewną, że Quasimodo jednym palcem mógłby zgnieść księdza.
Wreszcie archidjakon, potrząsnąwszy silnie ramieniem Quasimoda, dał mu znak, by wstał i poszedł za nim.
Quasimodo podniósł się.
Teraz bractwo błaznów, wyszedłszy z pierwszego osłupienia, chciało bronić swego władcy, tak niespodziewanie zdetronizowanego.
Cyganie, złodzieje i sądownicy z krzykiem opadli księdza.
Quasimodo stanął przed archidjakonem, wy-