Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
122

spodnie mniej podarte od nich — oto gromada tych małych hultajów biegła ulicą ku miejscu, gdzie leżał Gringoire, śmiecąc się i krzycząc i nie troszcząc się wcale o sen sąsiadów. Za sobą ciągnęli rodzaj niekształtnego worka; a odgłos ich drewnianego obuwia byłby w stanie obudzić umarłego. Gringoire zatem, który jeszcze nie był nieboszczykiem, podniósł się połową ciała.
— Hennequin Daudèche, Janie Pincebourde! — darli się z całych sił, — stary Eustachy Moubou, handlarz żelaza, umarł dopieroco, zabraliśmy jego siennik, podpalimy go i urządzimy sobie fajerwerk. Będzie to na cześć Flamandów!
I oto malcy cisnęli siennik prosto na Gringoire, nie zauważywszy go wcale. Równocześnie jeden z nich chwycił garść słomy, którą chciał zapalić od lampki, palącej się przed figurą Matki Boskiej.
— Do wszystkich djabłów, — mruknął Gringoire, — gotówem jeszcze spocić się porządnie!
Chwila była niebezpieczna. Łatwo mógł się znaleźć między wodą a ogniem; zrobił nadludzki wysiłek, wysiłek fałszerza monety, którego mają wrzucić do kipiącej wody i który próbuje wymknąć się oprawcom. Skoczył na równe nogi, odrzucił siennik na uliczników i uciekł co siły w nogach