Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/139

Ta strona została skorygowana.
135

i zwyczajna rzeczywistość knajpy. Gdybyśmy nie znajdowali się w XV stuleciu, powiedzielibyśmy, że Gringoire od Michała Anioła przeszedł do Callota.
Dokoła wielkiego ogniska płonącego na potężnej, okrągłej płycie kamiennej, którego płomienie obejmowały rozpalony do czerwoności chwilowo wolny trójnóg, stało kilka stołów spróchniałych, ustawionych bezładnie, tu i tam; żaden pomocnik geometry nie zatroszczył się o zachowanie równoległych linji lub żeby się nie stykały bokami zbyt nierównemi. Na stołach tych połyskiwały liczne dzbany wina i piwa, przy nich zaś siedziały pijackie postacie, zaczerwienione od wina i blasku ogniska. Tu brzuchaty mężczyzna z jowialną twarzą pieścił namiętnie tłustą dziewkę uliczną; tam jakiś fałszywy żołnierz, — cwaniak, jak się taki nazywa w żargonie złodziejskim, — zdejmował gwiżdżąc bandaże ze swej fałszywej rany i prostował swoje zdrowe i silne kolano, które od rana owiązane było masą opatrunków. Obok zaś udany kaleka przygotowywał sobie na dzień jutrzejszy przy pomocy jaskółczego ziela i krwi wołu swoją „Bożą nogę!“ Dwa stoły dalej sylabizował pielgrzym, w zupełnym stroju pielgrzymim, pieśń żałosną do królowej Niebios, nie zapominając przytem o monotonnem wymawianiu przez nos. Owdzie znowu młody złodzieja-