Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.
146

nym, dlatego musisz wypróżnić kieszenie manekina, którego ci zaraz pokażę.
— Przeszukam kieszenie, — rzekł Gringoire, — jestem na rozkazy.
Clopin dał znak. Kilku rzezimieszków opuściło półkole i powróciło za chwilę. Przynieśli dwa słupy drewniane, opatrzone na jednym końcu podstawkami, które pozwalały je z łatwością ustawić na ziemi; na górze można było umieścić belkę poprzeczną i utworzyć w ten sposób piękną, przenośną szubieniczkę, która błyskawicznie została ukończoną przed oczyma Gringoire’a. Niczego na niej nie brakowało, nawet stryczka, który wdzięcznie kołysał się to w tę, to w tamtą stronę.
— Co to z tego będzie? — pytał siebie Gringoire nie bez pewnego niepokoju. Odgłos dzwonków, który zaraz usłyszał, uspokoił go nieco. Był to manekin, który powieszono na stryczku, rodzaj straszydła na ptaki, ubranego w czerwone łachmany i do tego stopnia obwieszonego dzwoneczkami, że wystarczyłoby ich na uprząż dla trzydziestu mułów kastylijskich. Te niezliczone dzwonki drgały podczas kołysania manekina, powoli jednak milkły, a wkońcu ucichły zupełnie, gdy manekin przestał się poruszać.
Teraz Clopin wskazał Gringoire’owi stary,