że mogłaby zapragnąć go na męża. Ona jednak mruknęła przez zęby:
— Za suchy, — i odeszła.
Trzecią była młoda, dość świeża jeszcze i nie zanadto brzydka dziewucha.
— Ratujcie mnie! — szeptał do niej nieborak cichym głosem. Popatrzyła przez chwilę na niego ze współczuciem, potem spuściła oczy, mięła swój kaftan i stała niezdecydowana. Oczyma ścigał każdy jej ruch; był to ostatni promyk nadziei.
— Nie, — rzekła wreszcie, — nie! Wilhelm Longuejoue zbiłby mnie. — I weszła w tłum.
— Towarzyszu, — rzekł Clopin, — nie masz szczęścia.
Potem wyprostował się na swej beczce.
— Czy żadna go nie chce? — wstał, przybierając ku ogólnej radości ton wywoływacza na licytacji, — czy żadna go nie chce? po raz pierwszy — drugi — trzeci.
Teraz odwrócił się ku szubienicy i pokiwał głową:
— Szkoda wielka, ale trudno!
Bellevigne de l’Etoile, Andry le Rouge i Franciszek Chante‑Prune zbliżyli się do Gringoire’a.
W tej chwili podniósł się wielki krzyk między opryszkami:
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.
154