Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/163

Ta strona została skorygowana.
159

zdasz sobie sprawę z tego, co czuł Gringoire, kiedy patrzał na żywą i tak blisko niego siedzącą postać Esmeraldy, którą dotychczas widział w wirze tańca, śpiewu i gwaru.
Ciągle jeszcze pogrążony jakby we śnie, błądząc oczyma za cyganką, mówił do siebie.
— To jest zatem ta „Esmeralda“! Niebiańska istota! Tancerka publiczna! Tak wysoka i tak niska zarazem! To ona, która dziś rano zadała cios śmiertelny djalogowi, wieczorem zaś uratowała mi życie! Mój zły duch! I mój dobry anioł!... Śliczna kobieta! słowo daję!... i która musi być we mnie zakochaną na zabój, kiedy wzięła mnie w tym stanie. Ależ, — powiedział powstając z owem poczuciem prawdy, która stanowiła istotę jego charakteru i filozofji, — przecież jestem jej mężem.
Z myślą tą w głowie i oczach zbliżył się do młodego dziewczęcia z miną tak pewnego swej pozycji kochanka, że cyganka cofnęła się mimowoli.
— Czego to chcecie odemnie? — zapytała.
— Wy się mnie pytacie, zachwycająca Esmeraldo? — odpowiedział Gringoire tonem tak namiętnym, że sam się zadziwił, słysząc swe słowa.
Cyganka otworzyła szeroko oczy.
— Nie rozumiem, co chcecie przez to powiedzieć.