Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.
160

— Jakto! — odparł Gringoire, zapalając się coraz to bardziej i uważając, że chodzi teraz tylko o pokonanie wstydu niewinnej dziewczyny z Placu Cudów, — czyż nie należę do ciebie, słodka kochanko? a ty do mnie?
I bezceremonjalnie chwycił ją w pół.
Gorsecik cyganki wysunął się jak węgorz z jego uścisku. Odskoczyła w kąt izdebki, pochyliła się, a następnie wyprostowała z małym sztyletem w ręku; — wszystko to tak szybko, że Gringoire nie zdołał spostrzedz, skąd sztylet wyjęła; — stała przed nim, podraźniona i dumna, z rozwartemi ustami i wzdętemi chrapkami, zarumienioną twarzą i błyszczącemi oczami. Równocześnie i mała kózka stanęła przed nią i pochyliła groźnie swe dwa małe, bardzo ostre i pozłocone rogi ku Gringoire’owi. Wszystko to stało się w oka mgnieniu.
Dziewczyna zmieniła się w osę, pragnącą jedynie kłuć swem żądłem.
Filozof nasz stał oniemiały i spoglądał osłupiałym wzrokiem to na kozę, to na młodą dziewczynę.
— Najświętsza Panno! — rzekł wreszcie, kiedy przyszedł nieco do siebie i odzyskał mowę, — ależ to dwie energiczne istoty!
Cyganka ze swej strony przerwała milczenie.
— Jesteś widać niezwykłym głupcem!