Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/166

Ta strona została skorygowana.
162

bez waszego zezwolenia i zachęty nie podejdę zbyt blisko do was, ale dajcie mi co zjeść.
W gruncie rzeczy Gringoire, podobnie jak pan Despréaux „był bardzo mało lubieżnym“. Nie posiadał tego sposobu bycia rycerskiego i żołnierskiego, który szturmem bierze dziewczęta. W sprawach miłości, podobnie jak i w innych okolicznościach był zwolennikiem wyczekania i środków połowicznych; dobra zaś wieczerza w miłem towarzystwie wydawała mu się, zwłaszcza gdy był głodnym, wspaniałą przerwą między prologiem a dalszym ciągiem miłosnej przygody.
Cyganka nie odpowiedziała nic. Skrzywiła ironicznie usteczka, odrzuciła jak ptak w tył główkę i wybuchnęła głośnym śmiechem; mały sztylecik znikł tak szybko, że Gringoire nie mógł zauważyć, gdzie osa schowała swoje żądło. W chwilę potem zjawiły się na stole chleb żytni, kawałek słoniny, kilka suszonych jabłek i dzban piwa. Gringoire zabrał się łakomie do jedzenia. Ktoby słyszał teraz, jak raźno uderzał jego żelazny widelec o gliniany talerz, mógłby przypuścić, że cała miłość Gringoire‘a zmieniła się w apetyt.
Młoda dziewczyna siedziała naprzeciw niego i przypatrywała się w milczeniu temu, co robił; widocznie zajęta innemi myślami, uśmiechała się czasami, głaszcząc równocześnie swą piękną rączką