— Znam ja pewne nazwisko o wiele piękniejsze, — rzekła.
— Niedobra dziewczyno! — odpowiedział poeta. — Ale to nic nie szkodzi, nie pogniewamy się o to. Zobaczycie. Może mnie nawet polubicie, kiedy poznacie, mnie bliżej; pozatem powiedziałyście mi tak szczerze historję swego życia, że muszę wam opowiedzieć również swoją. Musicie zatem wiedzieć, że nazywam się Piotr Gringoire i jestem synem dzierżawcy opłat sądowych w Genewie. Ojca mego powiesili Burgundowie, matkę zaś zakłuli Pikardczycy przed dwudziestu laty w czasie oblężenia Paryża. Zostałem zatem sierotą w siódmym roku życia; miejsce podeszew pod stopami zastępował mi bruk paryski. Nie wiem, w jaki sposób przeżyłem od siódmego do szesnastego roku życia. Tu przekupka jaka dała mi śliwkę, tam znowu znalazłem skórkę chleba; nocą wpadałem w ręce straży miejskiej, która zamykała mnie do więzienia, gdzie znajdowałem nieco słomy, na której mogłem się przespać. Mimo to, jak widzicie, wyrosłem na mężczyznę wysokiego i zgrabnego. Zimą grzałem się na słońcu w przedsionku Hotel de Sens; i śmiesznem wydawało mi się, że ognie świętojańskie palą w czasie kanikuły. W szesnastym roku życia zapragnąłem obrać sobie jaki zawód. Z kolei próbowałem wszystkiego. Byłem
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.
170