zarazą. Tam mieszkali i mieli swoje lenno rodzice Klaudjusza. Młody student pobiegł przerażony do domu rodziców. Przestąpiwszy próg, dowiedział się, że rodzice jego zmarli jeszcze w nocy. Pozostał mu przy życiu malutki braciszek, jeszcze w powijakach, który teraz leżał opuszczony w kołysce i krzyczał w niebogłosy. Młodzieniec wziął dziecię na ręce i wyszedł zamyślony. Dotychczas żył jedynie nauką, teraz zaczął żyć życiem.
Katastrofa ta stała się punktem zwrotnym w życiu Klaudjusza. Stawszy się sierotą, a zarazem głową rodziny w dziewiętnastym roku życia ujrzał się przeniesionym z ławy szkolnej na twardy grunt rzeczywistości życiowej. Przejęty litością, pokochał namiętnie to dziecko, tego brata swego. W miłości tej i oddaniu znajdował dziwną słodycz, coś głęboko ludzkiego, czego nie znajdował dotychczas w książkach.
Uczucie to rozwinęło się do niezwykłej potęgi; w duszy młodzieńczej zyskało ono siłę właściwą pierwszej miłości. Od dzieciństwa zdala od rodziców, których prawie nie znał, zamknięty, jakby zamurowany książkami, żądny przedewszystkiem wiedzy i nauki, dotychczas żyjąc wyłącznie intelektem, zajętym wiedzą, wyobraźnią, żerującą w książkach, biedny żak nie miał jeszcze sposobności poznać miejsca, gdzie biło jego
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/248
Ta strona została skorygowana.
244