nigdy ani na chwilę nie zachwiała się. Archidjakon miał w Quasimodzie niewolnika najbardziej uległego, najpojętszego sługę, najczujniejszego buldoga. Kiedy biedny dzwonnik ogłuchł, wyrobił się między nim a Klaudjuszem Frollo rodzaj języka znakowego, tajemniczego i dla nich tylko zrozumiałego. Skutkiem tego archidjakon pozostał jedynym człowiekiem, z którym Quasimodo zachował związek. Stosunki jego ze światem ograniczyły się teraz do dwu istot: Katedry Notre‑Dame i Klaudjusza Frollo.
Nic nie da się porównać z wpływem archidjakona na dzwonnika i z przywiązaniem archidjakona do dzwonnika. Wystarczyłoby skinienie ze strony Klaudjusza lub przekonanie, że sprawi tem przyjemność archidjakonowi — a Quasimodo skoczyłby z wysokości wieży Notre‑Dame. Szczególnem zjawiskiem była niezwykła siła Quasimoda, rozwinięta do najwyższego stopnia i ślepo przezeń oddana na cudze rozkazy. Było w tem niewątpliwie oddanie się dziecka i przywiązanie sługi, ale też był w tem wpływ i urok jednego ducha na drugiego. Oto stworzenie nieszczęśliwe, nędzne i ułomne stało ze spuszczoną głową i błagalnym wzrokiem przed wyniosłym i głębokim, potężnym i przemożnym duchem. Wreszcie i nadewszystko była w tem wdzięczność, wdzięczność posunięta do ostatecznych
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/267
Ta strona została skorygowana.
263