Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/285

Ta strona została skorygowana.
281

nowie, nie spodziewałem się tak zaszczytnych odwiedzin o tej porze, — Mówiąc ten uprzejmy frazes, rzucał wzrok niespokojny i badawczy to na lekarza, to na jego towarzysza.
— Nigdy nie jest zbyt późno, by odwiedzić tak znakomitego uczonego jak Dom Klaudjusz Frollo de Tirechappe, — odpowiedział doktór Coictier, przeciągając akcentem burgundzkim każde słowo, jakby wlókł za sobą tren balowej sukni.
Teraz rozpoczął się między lekarzem a archidjakonen jeden z owych pochwalnych djalogów, które stosownie do owoczesnych zwyczajów poprzedzały każdą rozmowę między uczonymi, a które nie przeszkadzały im bynajmiej nienawidzieć się serdecznie. Zresztą i dziś nie dzieje się inaczej: każde usta uczonego, gratulującego drugiemu, to czara żółci, osłodzonej miodem.
Gratulacje Klaudjusza Frollo skierowane do Jakóba Coictier odnosiły się przedewszystkiem do licznych korzyści ziemskich, jakie czcigodny lekarz umiał wyciągnąć w ciągu swej błogosławionej karjery z każdej choroby króla: jak widać lepsza to i pewniejsza alchemja, niż szukanie kamienia mądrości.
— Naprawdę, panie doktorze Coictier, sprawiło mi to ogromną radość, kiedy dowiedziałem się, że siostrzeniec pański, wielce miłościwy pan