Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/293

Ta strona została przepisana.

ciła jego posępne źrenice. — Nie, nie odrzucam nauki. Patrzałem długo po ziemi, wbijając paznokcie w twardy grunt i gubiąc się w niezliczonych zakamarkach jaskini, ale zdala przed sobą na końcu lochu widziałem coś, bezwątpienia odblask oślniewającego ognia owego miejsca, gdzie cierpliwi i mędrcy oglądają bóstwo.
— Ostatecznie, — przerwał Tourangeau, — co uważacie za prawdziwe i pewne?
— Alchemję.
Coictier aż podskoczył:
— Na Boga, Dom Klaudjuszu, alchemja ma swoją rację, ale dlaczegóż odrzucać medycynę i astrologję?
— Nicością jest wasza nauka o człowieku. Nicością wasza nauka o niebie! — rzekł archidjakon wyniośle.
— To znaczy jednem skinieniem ręki od rzucić Epidaurusa i Chaldeę, — odpowiedział lekarz drwiąco.
— Posłuchajcie, panie Jakóbie. Powiedziałem to w dobrej wierze. Nie jestem lekarzem przybocznym króla i jego królewska mość nie podarował mi ogrodu Dacdelusa, abym tam urządził obserwatorjum astrologiczne... Nie unoście się i wysłuchajcie mnie. Jakąż prawdę znaleźliście już nie w medycynie, bo to jest czemś zbyt niedorzecznem, ale w astrologji? Podajcież