Jakkolwiek oko Tourangeau patrzało rozumnie, od dawna już zdawał się nie rozumieć słów Dom Klaudjusza. Przerwał teraz:
— Ale do djabła! jakież to są te wasze książki?
— Oto jedna z nich! — powiedział archidjakon.
I otwierając okno celi, wskazał palcem na olbrzymią katedrę Notre‑Dame, która rysując się na gwiaździstem niebie ciemnemi sylwetkami obu wież, wyglądała jak potężny dwugłowy sfinks rozsiadły pośród miasta.
Archidjakon popatrzył czas jakiś w milczeniu na gmach olbrzymi, potem zaś, wyciągając rękę prawą ku drukowanej książce, która leżała przed nim otwarta, a lewą ku katedrze Notre‑Dame i prowadząc wzrok smutny z książki na kościół, rzekł:
— Niestety, to zabije tamto.
Coictier, który z ciekawością zbliżył się ku książce, nie mógł powstrzymać okrzyku:
— Cóż znowu! — niema w niej nic strasznego: „Glossa in epistolas D. Pauli. Norimbergae, Antonius Koburger, 1474. Stare rzeczy. To książka Piotra Lombarda, mistrza sentencyj. A może dlatego, że drukowana?
— Oto właśnie chodzi, — odpowiedział Klaudjusz, który zdawał się być zatopionym w my-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/299
Ta strona została skorygowana.
295