Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/299

Ta strona została skorygowana.
295

Jakkolwiek oko Tourangeau patrzało rozumnie, od dawna już zdawał się nie rozumieć słów Dom Klaudjusza. Przerwał teraz:
— Ale do djabła! jakież to są te wasze książki?
— Oto jedna z nich! — powiedział archidjakon.
I otwierając okno celi, wskazał palcem na olbrzymią katedrę Notre­‑Dame, która rysując się na gwiaździstem niebie ciemnemi sylwetkami obu wież, wyglądała jak potężny dwugłowy sfinks rozsiadły pośród miasta.
Archidjakon popatrzył czas jakiś w milczeniu na gmach olbrzymi, potem zaś, wyciągając rękę prawą ku drukowanej książce, która leżała przed nim otwarta, a lewą ku katedrze Notre­‑Dame i prowadząc wzrok smutny z książki na kościół, rzekł:
— Niestety, to zabije tamto.
Coictier, który z ciekawością zbliżył się ku książce, nie mógł powstrzymać okrzyku:
— Cóż znowu! — niema w niej nic strasznego: „Glossa in epistolas D. Pauli. Norimbergae, Antonius Koburger, 1474. Stare rzeczy. To książka Piotra Lombarda, mistrza sentencyj. A może dlatego, że drukowana?
— Oto właśnie chodzi, — odpowiedział Klaudjusz, który zdawał się być zatopionym w my-