Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/300

Ta strona została przepisana.

ślach; stał tak wyprostowany z palcem wskazującym na foljale wyszłym z podstawnej prasy drukarskiej w Norymberdze. Poczem dodał następujące tajemnicze słowa:
— Zaprawdę! zaprawdę! Rzeczy drobne pokonują wielkie; ząb rozwala góry. Szczur nilowy zabija krokodyla, ryba mieczyk zabija wieloryba, książka zniszczy budynek!
W chwili gdy doktór Jakób szeptał nieznajomemu swój stały refren: „To warjat“, odezwał się dzwonek wieczorny klasztoru. Tym razem towarzysz odpowiedział:
— Zdaje mi się, że tak.
Nadeszła właśnie godzina, o której nikt obcy nie mógł się znajdować w obrębie klasztoru. Obaj goście pożegnali więc archidjakona.
— Mistrzu, — rzekł Tourangeau, żegnając się z archidjakonem, — lubię ludzi uczonych i umysły wielkie, a was mam w szczególnem poszanowaniu. Przyjdźcie jutro do pałacu parlamentu i zapytajcie się o opata klasztoru świętego Marcina z Tours.
Archidjakon powrócił osłupiały do swej celi; teraz rozumiał, kim był ów szlachcic Tourangeau i przypomniał sobie ustęp z dokumentu w archiwum klasztoru św. Marcina z Tours. „Abbas beati Martini, scilicet rex Franciae, est canonicus de consuetudine et habet parvam praeben-