Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/340

Ta strona została przepisana.

Tym samym wzrokiem potoczył on przy wejściu na salę dokoła siebie, atoli źrenica jego była tak przygasłą i senną, że kobiety jedynie dla śmiechu wskazywały go sobie palcami.
Audytor, mistrz Florjan przerzucał tym czasem kartki oskarżenia winowajcy, położone na stole sędziowskim przez pisaza. Poczem zrobił taką minę, jakby się głęboko namyślał. Dzięki tej ostrożności, którą nasz sędzia zwykł był zachować przed każdem przesłuchaniem, znał już zawczasu imiona, zajęcia i winy podsądnych. Pozwalało mu to z góry układać odpowiedzi na obronę i wykręty oskarżonych i omijając w ten sposób wszystkie trudności badania sądowego, bez wielkiej ujmy dla swej głuchoty. Protokół sprawy był dla niego tem, czem pies dla ślepego żebraka. A jeżeli przypadkiem zdradził czasami swą głuchotę jakiemś powiedzeniem niedorzecznem i niezrozumiałem pytaniem, uchodziło to za głęboką mądrość u jednych, a za głupotę u drugich. W jednym i w drugim wypadku honor sądownictwa nie wiele tracił, gdyż lepiej już jeśli sędziego mają za półgłupka lub za uczonego, niżby miano wiedzieć, że jest głuchym. Mistrz Florjan dokładał tedy wszelkich starań, by ukryć przed światem swą głuchotę i zazwyczaj udawało mu się to tak doskonale, że w końcu zaczął sam wierzyć że słyszy doskonale. Zresztą łatwiejsza