i dobitny, że głuchy i jednooki garbus zrozumiał wreszcie, że tu o coś chodzi.
Kasztelan przemówił doń surowo:
— Ża cóż to, łajdaku, sprowadzono cię tutaj?
Garbus zaś mniemając, że kasztelan pyta go o nazwisko, przerwał milczenie i odrzekł głosem chrapliwym i przytłumionym:
— Quasimodo.
Odpowiedź ta mało stosowna wywołała głośny śmiech na sali, a pan Robert cały czerwony od gniewu zawołał:
— I ze mnie kpisz sobie, łotrze jeden?
— Dzwonnik katedry Notre‑Dame — odpowiedział na to Quasimodo, sądząc, że chodzi sędziom o wytłumaczenie, czem się zajmuje.
— Dzwonnik z Notre‑Dame! — krzyczał kasztelan, który, jak nam wiadomo, już od rana znajdował się w kiepskim humorze i któremu nie trzeba było aż tak dziwacznej odpowiedzi dla wywołania gniewu. — Dzwonnik z Notre‑Dame! Ja ci każę wyprawić takie dzwonienie bizonami, że słychać będzie na wszystkich placach i rogach ulic Paryża. Słyszysz, hultaju ostatni?
— Jeżeli o wiek mój chodzi wielmożnemu panu, — rzekł Quasimodo, — to zdaje mi się, że na święty Marcin skończę lat dwadzieścia.
Tego już było za wiele. Kasztelan nie mógł już wytrzymać.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/345
Ta strona została skorygowana.
341