— Nie odzywaj się tak, kochana Lienardo, mówiła jej sąsiadka, gładka, świeża i dumna ze swego świątecznego stroju — to nie kleryk, ale człowiek świecki, nie trzeba więc mówić mistrzu ale panie...
— Panie, — poprawiła się Lienarda.
Nieznajomy podszedł do balustrady.
— Czem mogę paniom służyć? — zapytał z pośpiechem.
— Nie, nie! — odpowiedziała Lienarda, zupełnie skonfundowana, — to moja sąsiadka Gispetta la Gencienne chce mówić z panem.
— Ależ nie, — odparła Gispetta rumieniąc się: — to przecież Lienarda zawołała do pana: „Mistrzu“, a ja jej tylko zwróciłam uwagę, że powinna powiedzieć: „Panie“.
Obie dziewczyny spuściły oczy. Po chwili jednak pierwsza, która pragnęła nawiązać rozmowę, podniosła głowę i popatrzyła na nieznajomego z uśmiechem:
— Zatem panie nie mają mi nic do powiedzenia?
— Nie! nie, — odpowiedziała Gispetta.
— Nie, — dodała Lienarda.
Nieznajomy chciał się oddalić, lecz obie ciekawskie nie miały ochoty go puścić.
— Panie, — zagadnęła żywo Gispetta, z impetem właściwym w podobnych wypadkach ko-
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
32