murowanemi ścianami i lichą gołą szubienicą z kamienia stojącą obok.
Ten widok nie zachwyciłby wcale miłośników budownictwa gotyckiego. Prawda, że poczciwi średniowieczni gapie nie grzeszyli bynajmniej ciekawością względem pomników, i że piękność pręgierza bardzo mało ich obchodziła.
Pacjent przybył nareszcie przywiązany do tyłu wozu, a gdy go wniesiono na pomost, gdy ze wszystkich punktów placu ujrzano go skrępowanego powrozami i pasami na kole pręgierza, okropny okrzyk zmieszany ze śmiechem rozległ się na placu. Poznano Quasimoda.
Był to rzeczywiście Quasimodo. Dziwny obrót rzeczy! karany na tym samym miejscu, gdzie dzień przedtem był witany i ogłoszony panem i władcą błazeńskim, w orszaku księcia Egiptu, króla „argot“ i księcia Galilei. To jednak pewne, że nikt w tym tłumie, on sam nawet naprzemian tryumfator i ofiara, nie uczynił w myśli tego zestawienia. Brakowało w tem widowisku Gringoire’a i jego filozofji.
Wkrótce Michał Noiret, trębacz przysięgły króla Jegomości, nakazał milczenie motłochowi i ogłosił wyrok, stosownie do postanowienia i rozkazu kasztelana. Poczem usunął się nieco na stronę za wóz, razem ze swoimi pomocnikami ubranymi w opończe urzędowe.
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/395
Ta strona została skorygowana.
391