Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/400

Ta strona została przepisana.

Tymczasem Pierrat Toiterue strząsał na bruk krew z rzemieni swego bicza.
Nie wszystko się skończyło dla Quasimoda. Pozostawało mu odbyć jeszcze godzinę pręgierza, tę, którą pan Florjan Barbedienne tak trafnie i słusznie dodał do wyroku dostojnego Roberta d’Estouteville; a to wszystko na większą chwałę starej gry słów Jana Cumena: Surdus absurdus, zawierającej prawdę zarówno fizjologiczną jak i psychologiczną.
Przewrócono więc klepsydrę i zostawiono garbuska przywiązanego do deski, aby się w pełni stało zadość sprawiedliwości.
Lud, szczególnie w średnich wiekach, tem jest w społeczeństwie, czem dziecko w rodzinie. Dopóki pozostaje w stanie pierwotnej nieświadomości, małoletności moralnej i umysłowej, można o nim po wiedzieć to samo co o dziecku:
Ten wiek nie zna litości.
Powiedzieliśmy już, że Quasimodo był powszechnie nienawidzony, dla wielu i co musimy przyznać, słusznych powodów. W tłumie tym trudnoby znaleźć choć jednego widza, któryby nie miał powodów do uskarżania się na złośliwego garbuska z Katedry Notre­‑Dame. Wszyscy też cieszyli się, widząc go pod pręgierzem, surowa zaś kara, jakiej uległ, i upokarzająca postawa, w jakiej go zostawiono, nie tylko że nie budziły