Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
40

pierwszych wierszy prologu podsunął się aż do samego stołu i usiadłszy tam, błagał wzrokiem o litość, wskazywał na swe łachmany i ranę na prawej ręce. Zresztą nie wyrzekł ani słowa.
Wobec milczenia żebraka, można było grać bez przeszkody prolog i nie byłoby go nic zakłóciło, gdyby na nieszczęście żak Johannes nie był zauważył żebraka i jego gestów z wysokości swego kapitelu. Młodego wesołka porwał szalony śmiech i nie troszcząc się o to, że przerwie przedstawienie i zmąci ogólne skupienie zawołał głośno:
— Patrzcie na tego kalekę, żebrzącego!
Kto rzucił kiedykolwiek kamieniem w kałużę pełną żab, lub wystrzelił w gromadę ptaków, ten wyobrazi sobie łatwo, jakie wrażenie wywołały te wyrazy pośród ogólnej uwagi i skupienia. Gringoire zatrząsł się, jakby tknięty elektrycznością. Prolog zatrzymał się, a oczy wszystkich zwróciły się na żebraka, który nie zmieszawszy się wcale, widział w tem wydarzeniu dobrą sposobność dla siebie i zaczął mówić głosem pełnym boleści z oczyma napół przymkniętemi: — Zlitujcie się nademną!
— Na Boga! — zawołał znowu Johannes, — ależ to Clopin Trouillefou. Hola, przyjacielu, widać rana na nodze zbyt ci dokuczała, więc przeniosłeś ją na rękę.
Mówiąc to, rzucił ze zręcznością małpy drobną