monetę w stary zatłuszczony kapelusz, który żebrak trzymał w swej chorej ręce. Przyjął on jałmużnę i szyderstwo i głosem płaczliwym prosił dalej: „Zlitujcie się nademną.“
Epizod ten rozprószył dotychczasowe skupienie audytorjum i wielu widzów, z Robinem Poussepain i innymi żakami na czele zaczęło oklaskiwać niespodziewane wystąpienie żaka i monotonną psalmodję żebraka.
Gringoire był bardzo niezadowolony. Otrząsnąwszy się z pierwszego osłupienia zwrócił się z krzykiem do aktorów na scenie:
— Grajcie dalej! do djabła, dalej! — i nie spojrzał nawet na tych dwóch, którzy byli sprawcami przerwy.
W tej chwili poczuł, że ktoś go pociągnął za rękaw; odwrócił się i uśmiechnął się z przymusem. To piękna rączka Gisquetty wysunięta poza balustradę przywoływała w ten sposób autora.
— Panie, — zapytała dziewczyna, — czy będą dalej grali?
— Bez wątpienia, — odpowiedział Gringoire, urażony tem pytaniem.
— W takim razie — ciągnęła dalej — bądź pan tak uprzejmy wytłumaczyć mi...
— To, co mają mówić? — przerwał Gringoire. — Dobrze, służę pani!
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.
41