Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/56

Ta strona została skorygowana.
52

austrjackiego nie sprawiła pod tym względem żadnych przykrości kardynałowł, niepokoiła go zaś z innych powodów. Było mu bowiem bardzo przykro, o czem mówiliśmy już w drugim rozdziale niniejszej księgi, że Karol de Bourbon musi gościć i przyjmować jaknajlepiej jakichś tam mieszczuchów; on kardynał urzędników magistrackich; on Francuz, towarzysz wesołych biesiad, piwoszów flamandzkich; i do tego musi ich gościć publicznie. Była to zapewne największa ofiara jaką uczynił kiedykolwiek dla przyjemności króla.
A kiedy woźny głosem donośnym oznajmiał: „Panowie ambasadorowie księcia pana Austrji“, odwrócił się ku drzwiom z miną najuprzejmiejszą w świecie. Nie trzeba dodawać, że oczy wszystkich obecnych skierowały się również w tę stronę.
Wchodziło tedy parami, z ociężałą powagą, która tak odbijała się od dystyngowanej lekkości orszaku Karola de Bourbon, czterdziestu ośmiu ambasadorów Maksymiljana austrjackiego, mając na czele wielebnego ojca duchownego Jana, opata z Saint­‑Bertin i Jakóba de Goy, prezydenta Gandawy. Na sali zapanowała zupełna cisza, przerywana od czasu do czasu tłumionym śmiechem; chciano dobrze słyszeć dziwne nazwiska i godności tych mieszczan, wywoły-