Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.
66

i już bogini miała uprowadzić z sobą delfina, to znaczy, mówiąc językiem wolnym od przenośni, poślubić go, gdy wtem zjawiła się mała dziewczynka w białym adamaszku z astrem w ręku (marguarite znaczy aster, Margarita Małgorzata) i stanęła do walki z Wenerą. Wspaniały efekt sceniczny, nieprawdaż? Po dłuższej utarczce słownej Wenus, mała Małgorzatka i inne osoby wpadają na pomysł oddania swego sporu do roztrzygnięcia Najświętszej Pannie Marji. Występował przytem don Pedro, król Mezopotamji, jednak śród ciągłego przerywania trudno było zrozumieć, czego chciał właściwie. Wszyscy wdrapywali się po kolei po drabince na scenę.
Wszystko to było wzniosłe i pouczające. Publiczność jednak nie rozumiała niczego. Z chwilą przybycia kardynała jakaś nić niewidzialna i magiczna odciągnęła oczy wszystkich od stołu marmurowego i sceny umieszczonej na nim i skierowała ku estradzie. Nic już nie było wstanie skłonić publiczności do zajęcia się sceną. Wzrok widzów przykuty był do małych drzwi prowadzących na estradę, a przybywający goście, ich nazwiska, twarze i kostjumy stanowiły stałą atrakcję. Smutna to rzecz. Z wyjątkiem Gisquetty i Lienardy, które odwracały się od czasu do czasu, gdy Gringoire pociągnął je za rękawy, z wyjątkiem otyłego sąsiada, nikt nie słuchał,