Gringoire i skierował się na most Wekslarzy. U przyczółka mostowego umieszczono na domach trzy chorągwie, przedstawiające króla, delfina i Małgorzatę flamandzką i sześć małych chorągiewek, na których umieszczono „konterfekty“ księcia austrjackiego, kardynała de Bourbon, pana na Beaujeu, księżniczkę Joanną francuską i jeszcze kogoś. Wszystko to było oświetlone pochodniami. A tłum ludu gapił się.
— Szczęśliwy malarz, ten Jan Fourbeault! — mówił Gringoire z głębokiem westchnieniem; i odwrócił się, by nie patrzeć na wielkie i małe chorągwie. Przed nim była jakaś uliczka; wydała mu się tak ciemną i opuszczoną, że spodziewał się, że nie dosięgnie go w niej hałas i okrzyki wesołości tłumu; zapuścił się więc w nią. W chwilę później potknął się o coś i upadł. Była to wiązanka świąteczna, złożona tego rana przez pisarzy sądowych u drzwi jednego z prezesów trybunału na część i pamiątkę uroczystego dnia. Gringoire zniósł bohatersko tę nową przygodę, podniósł się i zaszedł nad brzeg wody. Minąwszy wieżę cywilną i kryminalną i idąc wzdłuż muru, otaczającego ogrody królewskie, doszedł do zachodniego krańca starego miasta. Tu przystanął i długi czas patrzał na wysepkę pastuchów krów, na której później miał stanąć bronzowy pomnik Henryka IV. W mroku
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
89