Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/102

Ta strona została przepisana.

braterskiej, w najgorszych razach nie opuszczającej do szczętu serce pijaka, Phoebus podrzucił Jehanka nogą na jedną z owych poduszek nędząrzy, jakie opatrzność miejska umieszczana wszelki wypadek po wszystkich rogach ulic paryskich, a które wygodnisie i bogacze piętnują pogardliwą nazwą „kup śmiecia i gnoju“. Rotmistrz ułożył głowę Jehanka na pochyłej płaszczyźnie kapuścianego liścia, a żak nasz, nie zdążywszy nawet zmówić pacierza, zaczął natychmiast chrapać wspaniałym tenorem. W sercu jednak rotmistrza uraza nie wygasła jeszcze zupełnie, bo rzekł odchodząc, do śpiącego studenta.
— Tem gorzej, jeśli cię stąd sprzątnie wóz Belzeouba.
Zdawało się zrazu, że człowiek w opończy nie pójdzie dalej za rotmistrzem zatrzymał się bowiem przed leżącym żakiem i jakby się wahał. Ale niebawem westchnął ciężko i podążył za Phoebusem.
Za ich przykładem zostawimy i my chrapiącego Jehanka pod gołem niebem, a sami pośpieszymy w stronę odchodzących.
Wchodząc w ulicę Saint­‑André­‑des­‑Arcs, rotmistrz Phoebus zauważył, że ktoś idzie za nim. Odwróciwszy wzrok przypadkowo, zobaczył za sobą cień pełzający wzdłuż murów. Zatrzymał