się i cień się zatrzymał; szedł dalej, cień powlókł się za nim. Bardzo to go mało niepokoiło.
— Głupstwo! — mruknął, — nie mam ani grosza w kieszeni.
Przed fasadą kolegjum Autun, rotmistrz zatrzymał się. W gmachu tym skończył on jak się wyrażał swoją edukację więc obyczajem niesfornego żaka, miernie w pamięci i praktyce przechowanym, nie mógł ominąć fasady szkolnej, nie wyrządziwszy posągowi kardynała Piotra Bertrand wykutemu na prawo od głównego wejścia, psikusa na które tak gorzko skarży się Priap w satyrze Horacego: Olim truncus eram ficulnus.[1] Zawziętość zaś jego i stałość były tak wielkie, że z czasem do szczętu zatarły napis na cokole: Eduensis episcopus. Zatrzymał się tedy i tym razem przy posągu, jak to czynił zwyczajnie. Ulica była zupełnie pusta. W chwili właśnie, gdy zajęty był przyglądaniem się gwiazdom i wzrok swój słał to ku jednemu to ku drugiemu skrajowi nieba, ujrzał, że cień posuwał się wprost ku niemu, krokiem tak wolnym, że łatwo było zauważyć, że mial na sobie opończę i czapkę. Zbliżywszy się, widmo stanęło bardziej, nieruchomo niż głaz, z którego wykuto ten pomnik
- ↑ Po łacinie: Niegdyś byłem pniem drzewa figowego.