Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/105

Ta strona została przepisana.

— Co do djabła! — rzekł Phoebus, — znacie moje nazwisko?
— Znam nietylko wasze nazwisko — odpowiedział człowiek w opończy głosem grobowym. Masz schadzkę tego wieczora.
— Tak, mam, — powiedział Phoebus, wytrzeszczając zdziwione oczy.
— O godzinie siódmej.
— Za kwadrans.
— U Falourdelowej.
— Prawda.
— Kuplerki z mostu Świętego Michała.
— Mostu Ś‑go Michała Archanioła, jak mówi litanja.
— Bezbożniku! — jęknęło widmo. — Z kobietą? Confiteor[1].
— Która się nazywa...
— Esmeralda, — dodał żywo Phoebus. Spokój o duszę i skórę wracał mu stopniowo.
Na to imię szpony widma wściekle potrząsły za ramię Phoebusa.
— Rotmistrzu Phoebusie de Châteupers, łżesz!

Ktoby w tej chwili mógł widzieć rozognioną nagle twarz rotmistrza, gwałtowny skok jego w tył, którym uwolnił się z uścisku ręki mnicha, postawę dumną jaką przybrał, chwytając dłonią za rękojeść szpady, a w obliczu tego gniewu, nie-

  1. Po łacinie: wyznaję.