Klaudjusz Frollo (przypuszczamy bowiem, że czytelnik rozumniejszy od Phoebusa, w całej tej przygodzie nie widział żadnego innego mnicha‑upiora, jak tylko archidjakona), Klaudjusz Frollo badał czas jakiś po omacku wnętrze swej ciemnej kryjówki, w której go zaryglował rotmistrz. Był to jeden z tych zakątków, jakie budowniczy zostawia niekiedy między dachem a murem. Prostopadły przekrój tej dziury, jak Phoebus trafnie ją nazwał, tworzył trójkąt. Pozatem, nie było tu ani okna, ani innego otworu, pochylona zaś płaszczyzna dachu przeszkadzała stanąć prosto. Klaudjusz przysiadł tedy w pyle i glinie, która mu pod nogami rozcierała się i trzeszczała. Głowa go paliła, szukając dokoła siebie znalazł kawałek szyby zbitej; przyłożył ją więc do czoła; chłód szkła orzeźwił go nieco.
Co się w tej chwili działo w posępnej duszy