Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/142

Ta strona została przepisana.

ukazały się udowodnionemi w sposób niezbity, jak na dłoni, a cyganka zgrabna i miluchna, ta tancerka do niedawna jeszcze zachwycająca przechodniów wdziękami swemi, była najwyraźniej w oczach wszystkich najpoczwarniejszą czarownicą.
Ona sama z, resztą nie dawała najmniejszego znaku życia; ani przymilania się Dżali, ani pogróżki urzędu, ani głuche złorzeczenia publiki, nic już nie poruszało jej myśli.
Żeby ją z tego letargu obudzić, trzeba było bezlitosnego szarpnięcia strażnika; marszałek nawet zmuszony był nastroić głos na wysoką i uroczystą nutę.
— Dziewczyno, jesteś z plemienia cygańskiego, oddana praktykom i szalbierstwom nieczystym. W zmowie z kozą, opętaną przez złego ducha tu przed kratki sprawiedliwości, wezwaną ponieważ zamordowałaś i zasztyletowałaś, ze współudziłem potęg nieczystych, przy pomocy uroków i praktyk, rotmistrza łuczników pocztu Króla Jego Mości Phoebusa de Châteaupers. Czy w dalszym ciągu zaprzeczasz temu?
— Okropność! — wołało dziewczę, kryjąc — twarz w dłoniach — Phoebusie mój! Phoebusie!... O, to piekło!
— Zaprzeczasz temu wciąż? — pytał marszałek chłodno.