Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/143

Ta strona została skorygowana.
547

— Czy zaprzeczam? — jękło dziewczę z mocą przerażającą.
Powstała, wzrok jej skrzył się.
Marszałek ciągnął raźnie i stanowczo:
— W takim razie, jakże wytłómaczysz obciążające cię poszlaki?
Odrzekła głosem urywanym:
— Powiedziałam już. Nie wiem. To jakiś zakonnik, ksiądz, którego nie znam; mnich piekielny, który mię prześladuje.
— Właśnie, — jąkał sędzia, mnich zaklęty widmo zakapturzone, upiór.
— O panowie! litość miejcie! jam prosta dziewczyna...
— Cygańskiego rodu, — dodał sędzia.
Mistrz Jakób Charmolue ozwał się ze słodyczą:
— Zważywszy na zatwardziały upór obwinionej, wnoszę o zastosowanie tortury.
— Zezwalam, — rzekł marszałek.
Nieszczęśliwa zadrżała na całem ciele. Wstała wszakże na rozkaz halabardników, i poprzedzana przez mistrza Charmolue i delegatów officjała, skierowała się krokiem dość pewnym między dwoma naciągniętemi rzędami straży, ku niskim podwojom, które się przed nią błyskawicznie rozwarły i natychmiast za nią zamknęły; na stroska-