— Hej, moja piękna, — mówił Pierrat podtrzymując ją, — zdobądź się na trochę odwagi. Masz wygląd złotej owieczki, wiszącej na szyi księcia Burgundzkiego.
Jakób Charmolue podniódł głos:
— Pisarzu, notuj... młoda dziewczyno cygańska, przyznajesz się do udziału w sabatach czarownic, wieczorynkach, i nieczystych sprawach piekła z larwami, maszkarami i upiorami? odpowiedz!
— Tak, — odrzekła tak cicho, że głos jej ginął w westchnieniu.
— Przyznajesz, żeś widziała kozła, którego Belzebub pokazuje w chmurach, zwołując wiece czarownic, a którego tylko wiedźmy i czarowniki oglądać mogą?
— Tak.
Przyznajesz, żeś czciła poczwarne łby Bophometa, te ohydne cielce Templarjuszów?
— Tak.
Że spółkowałaś z djabłem, ukrytym pod postacią kozy, która jest twoją współoskarżoną?
— Tak.
— Wreszcie zeznajesz, jako przy pomocy szatana i zakapturzonego upiora, zwanego pospolicie mnichem‑upiorem, zamordowałaś i zakłułaś w nocy 29 zeszłego marca, rotmistrza imieniem Phoebus de Châteaupers!
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/152
Ta strona została skorygowana.
556