Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/153

Ta strona została przepisana.

Podniosła na dygnitarza wielkie swe, szeroko otwarte oczy, i odrzekła bez wstrząśnienia i bez zgrozy:
— Tak.
Widocznem było, że strzaskane w niej były wszystkie sprężyny poznania.
— Zanotuj, pisarzu, — rzekł Charmolue. Zwracając się zaś do oprawców: — Odwiązać uwięzioną i odprowadzić przed wysoki trybunał.
Gdy uwolniono dziewczynę z hiszpańskiego buta, prokurator przy sądzie kościelnym obejrzał jej nogę, sztywną jeszcze z bólu.
— No! nic się złego nie stało, — zauważył, — krzyknęłaś w samą porę. Mogłabyś jeszcze tańczyć!
Poczem zwrócił się do swych towarzyszów, delegatów biskupa.
— Nareszcie prawda wyszła na światło boże. Aż lżej na sercu, panowie. Dziewczyna musi nam oddać sprawiedliwość, żeśmy działali z największą łagodnością.