Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/185

Ta strona została przepisana.

a matka drży, aby przypadkiem nie chwyciło za iskrę, za piecyk rozgrzany. Jeśli lato, czołga się na dziedzińcu, w ogrodzie, wyrywa trawę z pomiędzy kamieni, spogląda naiwnie na wielkie psy, wielkie konie, ale się ich nie lęka, igra z muszkami, kwiatami, i gniewa ogrodnika, który burczy znajdując piasek na klombach i ziemię w alejach. Wszystko się śmieje, wszystko rozpromienione, wszystko bawi się w około niego, jak i ono samo: nawet wietrzyk, który dmucha, nawet promień słoneczny, który radośnie zanurza się w rozwiane sploty jego włosków. Trzewiczek wszystko to matce pokazuje i roztapia jej serce, jak ogień wosk roztapia.
Lecz gdy dziecko zniknie, wszystkie te obrazy radości, wdzięku, czułości, jakie się skupiają w około trzewiczka, stają się okropnemi wspomnieniami. Mały trzewiczek haftowany przemienia się w narzędzie tortury, które wiecznie kraje serce matki. Wprawdzie zawsze jedna i ta sama drga struna, struna najgłębsza i najczulsza; ale nie anioł już się z nią pieści, tylko drażni ją szatan.
Pewnego poranku, podczas gdy słońce majowe wschodziło na niebie ciemno­‑błękitnem, jakiego Garofalo używa za tło dla swoich zdjęć z krzyża, pustelnica z Wieży Rolandowej usłyszała turkot wozów, tentent koni i brzękanie że-