Phoebus jednak ostatecznie nie skonał. Ludzie tego gatunku twardy kark mają. Gdy mistrz Filip Lheulier, orator króla nadzwyczajny, mówił biednej Esmeraldzie: umiera, był to błąd lub żart. Gdy archidjakon powtórzył skazanej, umarł, faktem było, że nic o tem nie wiedział napewno, lecz tak tylko sądził, na to liczył, w to wierzył, tego sobie serdecznie życzył. Byłoby mu zanadto ciężko przynosić kobiecie kochanej dobre nowiny o swoim rywalu. Na jego miejscu każdy mężczyzna zrobił by to samo.
Nie mówi się przez to, że rana Phoebusa była lekką, ale nie była też znowu i tak ciężką, jak Klaudjusz sobie schlebiał. Mistrz chirurg, do którego żołnierze zanieśli chorego w pierwszej zaraz chwili, przez osiem dni lękał się o jego życie, i to mu nawet po łacinie wyznał. Młodość wszakże wzięła górę i, jak się to bardzo często zdarza, pomimo prognostyków i djagnostyków spodobało się naturze podźwignąć umie-